piątek, 15 maja 2009

#4: High Voltage



  Piątek. Koniec tygodnia mniej lub bardziej przez wszystkich wyczekiwany. Wiecie - domówki, dyskoteki, filmy na TVNie i takie tam. 

Piątek. Jak dla mnie pechowy dzień. Już któryś raz z kolei mój magiczny odtwarzacz muzyki postanowił wyzionąć ducha na początku mojej drogi do szkoły. Nie wczoraj, nie w środę, tylko akurat dziś. W piątek. Dzięki temu z wędrówki przez miasto pamiętam tylko końcówkę "Always On The Run" Lenny'ego Kravitza i krótki, wysoki dźwięk, równoznaczny z brakiem jakiegokolwiek zasilania w "empetrójce". Wzdrygnąłem się, jak po kieliszku Złotego Kłosa i polazłem dalej. 

Myślisz sobie pewnie, że jestem dziwny. Żadną tragiedią przecież nie jest przejście przez miasto bez muzyki łechtającej uszy... A już na pewno nie jest to zdarzenie tak ważne, żeby opisywać je na blogu.

Grubo się mylisz. 

Zabierz narkomanowi heroinę - sfiksuje. Zabierz alkoholikowi wódkę - będzie widział białe myszki. Zabierz palaczowi papierosy - przytyje. Zabierz mi muzykę - uschnę. 

Chcę Ci po prostu powiedzieć, że tak w sumie to jestem uzależniony od muzyki. Pochłaniam ją chętnie zawsze i wszędzie, w różnych ilościach i smakach. Ciężko choruję jak muszę siedzieć w ciszy. 

A dzisiaj w (względnej) ciszy musiałem przejść do centrum. Świat od razu zrobił się brzydszy i bardziej beznadziejny. Dziwnym trafem akurat dziś, pierwszy raz od dwóch tygodni, zwróciłem uwagę na rozpadające się kamienice na Katowickiej. Na ochroniarza bez jakiejkolwiek broni pod sądem, na pijaną żulerkę na ławeczkach na pl. Sikorskiego. Dramat.

Wystarczą dwa miniaturowe głośniczki w uszach i już zwracam uwagę tylko na to, że jest ciepło, a po ulicy jeździ coraz więcej kursantów z niebieskim "L" na dachu. Nie zastanawiam się, kto uwali mnie w szkole, tylko jak spędzę czas po lekcjach. Nie myślę o tym, jakie absurdy mijam. Znikam w swoim świecie. 

Ale do tego potrzebne są baterie AAA.


PS Compare the meerkat!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz