niedziela, 5 lipca 2009

skit: Ireland, day one

  No, to już na miejscu. Lot samolotem linii RyanAir bardziej przypominał przejażdżkę żółto-kremowo-niebieskim autobusem dla karłów, niż faktyczny lot arcydziełem współczesnej techniki. O tym, co działo się na odprawie to już nawet nie wspomnę. 

Jutro, pojutrze czy przy najbliższej okazji napiszę jakąś pełnoprawną notkę. Mam dziwne wrażenie że irolska ziemia pomoże mi przełamać writer's block i przelać trochę mądrych słów na klawiaturę. No chyba, że znajdę jakąś robotę.

Tymczasem zostawiam was z fajną nutą. Ot tak, bo jest fajna. Przekonajcie się, jak niewyraźnie można zaśpiewać i dalej stworzyć coś całkiem przyjemnego dla uszu. NIE TO CO CHINESE DEMOCRACY.


 

PS  Coś czuję, że będę musiał się przyzwyczaić do deszczu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz