No, to już na miejscu. Lot samolotem linii RyanAir bardziej przypominał przejażdżkę żółto-kremowo-niebieskim autobusem dla karłów, niż faktyczny lot arcydziełem współczesnej techniki. O tym, co działo się na odprawie to już nawet nie wspomnę.
Jutro, pojutrze czy przy najbliższej okazji napiszę jakąś pełnoprawną notkę. Mam dziwne wrażenie że irolska ziemia pomoże mi przełamać writer's block i przelać trochę mądrych słów na klawiaturę. No chyba, że znajdę jakąś robotę.
Tymczasem zostawiam was z fajną nutą. Ot tak, bo jest fajna. Przekonajcie się, jak niewyraźnie można zaśpiewać i dalej stworzyć coś całkiem przyjemnego dla uszu. NIE TO CO CHINESE DEMOCRACY.
PS Coś czuję, że będę musiał się przyzwyczaić do deszczu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz