piątek, 10 lipca 2009

#11: Versus

  Dobra, jest już lipiec, więc pora na pożądny wpis. Nie jakieś tam skity, śmieszne opowiastki i tym podobne bullshity na wrotkach. Pora na to, po co założyłem tego bloga. Gotowi? Mam nadzieję, że tak. Bo ja w gruncie rzeczy nie jestem. 

Pora na pojedynek dwóch wskrzeszonych po latach klasyków - AC/DC (z albumem Black Ice) i Guns N' Roses (z krążkiem Chinese Democracy). Dwa wielkie zespoły, które bez wątpienia miały ogromny wpływ na rozwój mojego muzycznego "ja". Brzmi ekstra? Jasne że tak. Nie może się nie udać? Może. Serio.

Śmieszny fakt dotyczący obu płyt - ich tytuły to oksymorony. Nie rób takich wielkich oczu - jak nie wiesz co to oksymoron to po prostu spytaj wikipedii. Technicznie Chinese Democracy do końca chyba oksymoronem nie jest, ale między bogiem a prawdą - widział ktoś ułamek demokracji w Chinach? Nikt? No właśnie. 

Zacznijmy od Chinese Democracy, bo ta płyta wywołała we mnie skrajne emocje. Właściwie, to strasznie mnie zawiodła. Najzwyczajniej w świecie, moim skromnym zdaniem jest mega nieudana, przprodukowana, ma za mało chwytliwych melodii i zero dobrych tekstów. Dramat. Nigdy nie spodziewałbym się, że Axl, zatrzymując przy sobie taką markę, jaką jest  Guns N' Roses odejdzie w 8278913279813% od starej, sprawdzonej i kochanej formuły na rzecz... właściwie nie wiem czego. Nie jestem w stanie zakwalifikować tego albumu pod żadny znany mi "odłam" rocka. Tu jakieś skrzypce, tam jakieś echa... Halo, za dużo tego! Gdyby płyta kończyła się na trzech pierwszych kawałkach - Chinese Democracy, Shackler's Revenge i Better to pewnie oceniłbym ją na jakieś 6.5/10. Te trzy najlepsze utwory, jednocześnie najwolniejsze (aczkolwiek nie w 100%) od udziwnień może nie są idealne, ale da się ich słuchać. Ba powiem więcej - Better to na prawdę fajny kawałek! Reszta? Jaka reszta?

To nie jest tak, że poświęciłem tej płycie za mało czasu. Wręcz przeciwnie.To jedyny album, który przesłuchałem "po dziennikarsku" - po prostu siadłem na tyłku i przez godzinę i dziewiętaście minut nie robiąc niczego innego wsłuchiwałem się w ten twór. Nigdy takiego czegoś nie robiłem, a tutaj proszę. 

Trzeba Axlowi oddać, że mimo wieku nadal brzmi genialnie. Jego głos chyba na zawsze zostanie świeży i kropka. Nie zmienia to faktu, że wszystko zaśpiewane jest na potęgę niewyraźnie. Autentycznie, przez cały czas miałem powłączane w Operze teksty, żeby wiedzieć o co w ogóle chodzi. Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żeby rozumieć tak mało ze słuchango kawałka. No cóż... Nowe tysiąclecie, nowe trendy?

Co do przeciwnika Chinese Democracy, Black Ice mogę od razu powiedzieć jedno - to jest dobry album. Dobry, przewidywalny krążek, zbliżony wydźwiękiem do kultowego Back In Black. Jest klasyczny do bólu - od pierwszego riffu (Rock n Roll Train - mniam!) wiesz, że słuchasz AC/DC. Wszystko brzmi jak powinno - gitary są klasycznie kąśliwe, nie slychać zanadto produkcyjnych udziwnień i wszystko zlewając się w jedną, spójną całość wlewa się w ucho sprawiając fanowi starego rocka mnóstwo radości.

Jasne, album (jak większość płyt australijczyków) cierpi na syndrom "jednego kopyta", ale zdecydowanie wolę to, niż tonę wepchniętej na siłę "nowoczesności". Co więcej AC/DC wydaje się cierpieć na zaniki pamięci. "Użyliśmy już zwrotu Rock N' Roll? W pierwszym kawałku? Niemożliwe, wrzuć to do jeszcze kilku tekstów, żeby wiedzieli, że dajemy czadu mimo wieku." Oraaaaaaajt.

Polecane utwory z Black Ice? Wszystkie. Serio, to jest na tyle dobry album, że warto go przesłuchać w całości, od początku do końca. Jeśli miałbym wybrać jakiś utwór, by zabrać go na odtwarzaczu w drodze na bezludną wyspę, to na pewno byłby to Rock N' Roll Train. Totalnie w stylu AC/DC, rytmiczny i na potęgę wpadający w ucho. Miodzio.

Żeby podsumować - GNR w XXI wieku się niestety nie odnalazło. AC/DC jak najbardziej. Głównie dzięki pozostaniu przy korzeniach, przy tym charakterysycznym brzmieniu, które uczyniło zespół kultowym i rozpoznawalnym na całym świecie. Axl, postanowił zupełnie to porzucić, co - moim zdaniem - na dobre Gunsom nie wyszlo.


FIN


PS Wat?

1 komentarz:

  1. ah no. umarli nie powstaja. ta historia z jezusem to kit. serio.

    i gansi i acdc (nie lubilem ich nigdy), maja teraz ochote na romans z panem dolcem i z pania euro. i juz.
    tak jak majkel

    dobrze, w sesie z cudzyslowem (lub bez) nie dal rady.

    wole go pamietac z dirty diana.
    rzeznik.


    btw.
    guns i acdc moze majkelowi conajwyzej czyscic buty
    i to tylko te biale
    czy tam czarne

    OdpowiedzUsuń