piątek, 8 maja 2009

#2: 1987


          Chyba każdy z nas miewa takie dni, że chciałby z życia wyrzucić nieudany poranek, kiepski tydzień, miesiąc porażek czy rok totalnego nieróbstwa i drunych decyzji. Jeśli macie takie wtyki, by wymazać je permanentnie i dla całego świata to proszę bardzo-nie krępujcie się. Wara tylko od roku 1987. Czemu? Już wyjaśniam. 

Gdyby nie '87 ,nie byłbym chyba (muzycznie) tym, kim teraz jestem. Jedno niepozorne wydawnictwo sprzed 22 lat zmieniło diametralnie mój pogląd na wokal i gitarowy geniusz. 

21 lipca 1987 roku zespół Guns 'n' Roses wydał swój pierwszy studyjny album - Appetite for Destruction. 

Od razu mówię, że nie przesadzam. Chyba jeszcze w życiu nie słyszałem płyty, która przez całe swoje 50-kilka minut muzycznej długości jest tak... genialna? Mogę to wręcz przedstawić w odrobinę "fizyczny" sposób - specjalnie dla moich ukochanych ścisłowców.

G(enialność)=const. 

Już pierwsze 30 sekund tego albumu mówi Ci : "ZJEM TWOJĄ DUSZĘ". Bo przecież (parafrazując lekko A. Hitchcocka): "Album powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć".

Welcome to the jungle                                                  
We've got fun 'n' games                                              
We got everything you want                                            
Honey, we know the names (...)

To się nazywa pewność siebie. Bo w końcu co chłopaki będą owijać w bawełnę i zapraszać słuchaczy na bajeczkę, skoro mogą puścić zadziornie oko i otworzyć drzwi białej limuzyny, która jedzie w kurs dookoła genialnego brzmienia i świetnych tekstów, dorzucając hektolitry alkoholu i półnagie fanki gratis? Nie zastanawiaj się i wskakuj do środka. Troche szaleństwa nie zabija... od razu. 

Jeśli jeszcze nie jesteś przekonany, że Axl, Slash, Izzy, Duff i Steven to nie są grzeczni chłopcy z Wisteria Lane, wszystkie wątpliości stracisz już definitywnie jakieś pięć i pół minuty później. Wtedy Axl, głosem zupełnie innym niż w "Welcome to the Jungle", rozpoczyna drugą zwrotkę "It's So Easy".

Cars are crashin' every night
I drink n' drive
everything's in sight
I make the fire
But I miss the firefight
I hit the bull's eye every night (...)

Wtedy właśnie za szybą limuzyny eksploduje ciężarówka pełna używek, samochód zatrzymuje się a "Gunsi" wyskakują na ulicę i zaczynają skakać po płonącym wraku. No nie rób takiej miny, mam bujną wyobraźnię!

Dalej jest tylko ciekawiej. Z limuzyny przesiadasz się na nocny pociąg rozpusty ,na którym stwierdzasz, że ktoś chce Cię dopaść. Potem przeżywasz krótki romans z heroiną, trafiasz do Paradise City ,gdzie spotykasz się z Michelle ,która niekoniecznie radzi sobie w życiu. Dalej chwila na wspominki o ex-dziewczynie i dalej w drogę by spotkać...

Piękne niebieskookie dziewczę. Woah, muszę się tu zatrzymać. Utwór numer 9, to moja morfina. To moja odrobina nieba w tej szarej rzeczywistości, to mój niedościgniony wzór gitarowego wirtuozerstwa i wokalnego ideału. To "Sweet Child 'o' Mine". Dzisiaj odpuszczę rozwodzenie się nad wszystkimi elementami czyniącymi ten utwór moim ukochanym kawałkiem wszechczasów, ale uwierz - już niedługo postaram się i Ciebie zarazić miłością do tego klasyka. 

Kiedy już ochłoniesz po szoku związanym z tym spotkaniem, "Gunsi" przypomną Ci, że niestety kobiety często w dupie mają uczucia i potrzebują tylko zabawy. No a skoro się bawić, to tylko w szalony sposób... 

Panties 'round your knees
With your ass in debris
Doing that grind with a push and squeeze
Tied up, tied down, up against the wall
Be my rubber made baby
And you can do it all (...)

Ostatni przystanek tej podróży, to Rocket Queen. Myśli, że jesteś dzieciakiem. Jaaaaaasne. W gruncie rzeczy to Ty masz nad nią władzę. W końcu twój język jest ostry jak wojskowa sprężynówka a i nie boisz się manipulować ludźmi... 

Kiedy wysiadasz pod domem, wypijasz ostatnią szklankę whisky i żegnasz sie z tymi świrami, ciągle chcesz więcej. Co z tego, że kilkanaście razy złamałeś prawo i otarłeś się o śmierć. W twoich żyłach płynie już Rock, a tego nie wyleczysz. Witaj w dżungli, przyjacielu. 

Ps. *Ciastko* dla Hansa, bo wiedział, czemu adres bloga jest taki, a nie inny : ) 

1 komentarz:

  1. Fajna notka, milo sie czyta , bede musil odsluchac ta plyte x_0

    OdpowiedzUsuń